Książkę autorstwa Marty Grycan "Moja Dolce Vita" otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa G+J.
Byłam bardzo ciekawa jej zawartości i zebranych tam przepisów. Do samej autorki miłością nie pałam, jednak oczekiwałam, że przepisy tu zebrane zainspirują mnie do stworzenia czegoś ciekawego w kuchni. Czy tak rzeczywiście się stało? Hm...
Książka wydana jest w miękkiej, lakierowanej oprawie. Zawiera 216 stron i podzielona jest na 9 rozdziałów, w których znajdziecie przepisy na: śniadania, sałatki, posiłki do pracy, przystawki, zupy, ryby i owoce morza, mięsa, desery oraz rozdział poświęcony cudownemu działaniu naturalnych produktów używanych w kuchni. Każdy z przepisów zawiera zdjęcie, choć według mnie, nie każda z fotografii ujmuje i zachwyca. Przepisy zebrane w tej książce są w większości proste, jednak brakuje obok nich informacji dotyczących czasu przygotowania, pieczenia czy kaloryczności danej potrawy - cennych informacji szczególnie dla początkujących kucharzy. Nie we wszystkich przepisach sprecyzowana jest także dokładnie gramatura składników. W sposobie przygotowania niektórych potraw irytujące może stać się notorycznie powtarzające się zdrobnienia składników dań. Podobną irytację powodować mogą także liczne zdjęcia pani Marty zajmujące całe strony i skutecznie odciągające uwagę od "dobrego jedzenia". To jednak książka napisana przez celebrytkę, więc twarz autorki może (a wręcz powinna) widnieć na co drugiej fotografii.
Lista moich ulubionych składników w kuchni w większości pokrywa się z ulubionymi składnikami autorki książki. Dominują tu zioła, czosnek, chili, świeże sałaty i kolorowe składniki. Fajnym pomysłem w książce jest wygospodarowanie paru stron na końcu, przeznaczonych na notatki czytelnika. Co do zebranych tu przepisów większość z nich znam i przygotowują według własnego przepisu. Część jednak jest godna uwagi i wypróbowania m.in. terrina z łososia, tajska zupa z krewetkami czy królik w figach i miodzie z tymiankiem, rozmarynem i szałwią.
Publikacja według mnie jest ciekawa, choć nie zachwycająca. Książkę spodoba się pewnie osobom, którzy lubią proste przepisy na dania korzystnie wpływające na zdrowie i urodę. Może zainteresować także osoby, które zaczynają swoją przygodę z gotowaniem.
Tytuł: "Moja Dolce Vita"
Autor: Marta Grycan
Stron: 216
Okładka: miękka, lakierowana
Wydawnictwo: G+J
Cena: 39,90 zł
Więcej informacji o książce znajdziecie na stronie Wydawnictwa (KLIK)
Przeglądając książkę w księgarni doszłam do podobnych wniosków. Na pierwszy rzut oka same zdjęcia autorki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♥ Pati
świetna recenzja, ale nie skuszę się na zakup, za bardzo mnie ta Pani irytuje :)
OdpowiedzUsuńPS: masz włączoną weryfikację obrazkową przy dodawaniu komentarzy, co jest bardzo uciążliwe :P
OdpowiedzUsuńWeryfikacja być musi, ze względu na uciążliwe spamy, których nie nadążałam kasować ;)
Usuńja też nie kupiłam przez wzgląd na ogromną ilość zdjęć p.Marty.
OdpowiedzUsuńPani jest nie do przyjęcia! niech się promuje bez mojego udziału;) Poza tym, sama jej figura nie zachęca do wykorzystania promowanych przez nią przepisów. Ola, podoba mi się Twoja recenzja, bo jest rzeczowo - krytyczna, nie podbarwiona niepotrzebnymi emocjami:))
OdpowiedzUsuńw sumie to się zastanawiałam nad tą książką, ale nie wiem czy kupiłabym ją czy faktycznie gotowanie;)
OdpowiedzUsuńDobrze było się wczytać:) w Twoją recenzję:)
OdpowiedzUsuńja kupiłam tą wcześniejszą książkę, jest tam prawie sama kuchnia włoska, więc przepisy mi się podobają :) fakt, dużo zdjęć autorki hehe :D
OdpowiedzUsuńwidziałam tą książkę, po Twojej recenzji z pewnością nie kupię.
OdpowiedzUsuńPrzeglądałam w księgarni - niestety, to bardziej album o Pani Grycan, niz ksiązka kucharska. Nic nowego, nic inspirującego. Jest "na bogato" i tyle... To miła kobieta, widziałam kilka wywiadów z nią. Ale po co się tak lansować?
OdpowiedzUsuńA co to kartek na notatki z tyłu: jako redaktor jestem niemalże pewna, że po prostu zostało im pare wolnych wakatów i musieli coś z tym zrobić. Przy druku cyfrowym i offsetowym liczba stronic musi być podzielna przed 8 lub 16. Więc żeby dobić do wielokrotności, łamacz na pustych stronach "wygospodarował miejsce na notatki". Tani chwyt ;)
Pozdrawiam,
Sylwia
Również miałam takie odczucie, że puste strony na notatki stanowią formę "wypełniacza" - na którym, nota bene mogłyby się znaleźć przepisy (albo co gorsze zdjęcia pani Marty). Lepiej więc, że zostały puste...
UsuńZdecydowane NIE dla tej Pani. Książki na pewno bym nie kupiła, jak dla mnie za dużo inspiracji tam nie ma, a ilość zdjęć Pani Marty (włącznie z jej rozłożoną osobą na blacie) irytuje. Recenzja dobrze napisana :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń